19.05.2006 :: 15:55
...:::ZIELONA SZKOLA 2006:::... Ist day: Przyjechalismy chyba o 15 (w pociagu bylo zajebiscie [prawie zlamalam Bartkowi palca *lol* i jeszcze raz go straaasznie przepraszam *wstydnis*]) potem 2h klucilismy sie o pokoje dziewczyny mialy takie problemy ze mi rece opadaly (one dzwonia do rodzicow bo nie moga byc tam gdzie chca [a jak by byly to ktos by musial spac na korytarzu] *zalamka*) Potem poszlismy do zrodelka ktorego nie bylo bo wyschlo *lol* Po kolacji ogladalismy gwiazdki przez teleskop (znaczy kto ogladal to ogladal a niektorzy :D mieli lepsze zajecia ;)) a potem... zesmy sie trzesly ze strachu (ja Sandrus i Edyta w moim luzku) bo edyta wymyslia ze ktos chodzi za drzwiami a potem ze za oknem z siekiera (i tak wlasnie powstalo "siekiera siekiera"). IInd day: Rano po sniadaniu poszlismy do huty szkla (1,5 km zaraz przy naszej polnej sciezce ale my przeszlismy jakies 5km dzieki my dad bo poszlismy nie w ta strone) Potem musielismy sie wracac bo poszlismy do Siostr ....Po obiedzie bylo lepienie z gliny(naturalnie pokuj 307 zostal w pokoju *lol* [oprocz jak zwykle aktywnej Ani] tym razem bo farbowaly sobie wlosy) A wieczorem bylo ognisko ;] Wszyscy piekli kielbasy, niektorzy jedli a ci co nie to im pospadaly (probowalam nakarmic nimi Roniego ale chyba nie lubi). A ja (jako ze tez nie lubie) wypilam pol wielkiego gara cherbaty. IIIrd day: Rano pojechalismy do jakigos skansenu przemyslu nawtowego i prawie zamarzlam potem na skalki (Kamil wszedl na najwyszza i nie mogl zejsc [a Felek na dzewo i tez nei mogl]) A wieczorem 6kl nas laskawie zaprosily na dyskoteke i chociaz nie bylo wolnych *lol* bylo zajebiscie. IVth day: No wiec po sniadaniu mielismy to na co wszyscy czekali (tak przynajmniej powinno byc)- miotly. Poszlam na gore wcale nie twierdzac ze polece a na schodach sie w tym upewnilam... jednak jezeli ma sie tate na zielonej szkole to nie z wszystkiego mozna zrezygnowac... tak wiec polecialam... wszyscy robili mi zdjecia a ja nie mialam nawet jak zrobic uuniku. Potem poszlismy przez pola i laki do miasta (bo jakby tak mozna bylo zmarnowac chociaz h na opalanie sie itp.) wtedy kupilam sobie 2 z 4 pamiatek kupionych (bravo sport i big fruita) a jak wracalismy to poprosilam Mrzygloda o picie... i dostalam tyle ze na glowe plecy itp. Ja pozyczylam sok od Domy i jak wrocilismy to musialam isc sie wykapac. Oczywiscie spoznilam sie na oboad a potem miala byc kolejka lae sie zepsula *hura* wiec mielismy zamiast tego cos w stylu bangue. Naturalnie dziewczyny z pokokju 307 nie skakaly (wyj. Ewka noi oczywiscie Ania ktora skakala najlepiej) ale wiekszosc reszty tak (jedni dla szpaatnu a inni nie wiem). Potem do wieczora byl czas wolny i kibicowalysmy (dziwczyny z naszego pokoju) chlopakom jak grali w pilkie n. Syska i Aneta sie opalaly a dziew. z 307 najprawdopodobnie siedzialy u chopakow z my klass. Vth day : Rano jak sie obudzilam to myslalam ze umieram. Wszystko mnie bolalo jakbym miala grype. Potem spuznilam sie na sniadanie... i jadlam tylko z Sysia. Potem dostalismy prowiant i pojechalismy na wycieczke pieprzonym autokarem najpierw do muzeum (gdzie ja i Ewka mdlalysmy) potem nad zalew. I wlasnie wtedy owstal tekst powtarzany az do dzis (przez wszystkich lacznie z Jadzia i my dad) "Co wy tu robicie!?! Chołotę robicie i tyle!" Bo grodzka cala czerwona wydarla sie tak na Age i Adriana za to ze lali sie woda. Wszyscy zaczeli sie smiac. Potem jak wrocilismy (w autokarze znowu chccialo mi sie zygac) o 18 byla obiadokolacja a potem znow umieralam i do jakiuejs 21 lezalam u Rafalam na luzku i patrzylam jak 2 1-wsze klasy maltretuja biednego Szymona :/ VIth day the best (: Sniadanie o 9 potem zesmy sie z dziwczynami wyglupialy az do zbiorki tym razem nie do jakiejs durnej wycieczki tylko do wspinaczki na wierze skrzynkowa (wspinalismy sie najpierw na 3 skrzynki a potem pan Mariusz czy jak mu tam podawal nam kolejna) Rekord ustanowil Malek- 26 skrzynek *bravo* oczywiscie dziewczyny z pokoju 307 jak zwykle sie nie wspinaly (nie liczac jak zawsze odmiennej Ewki). Potem sie troche opalalysmy (a Mariusz [koniarz] podrywal nas na jaszczurke *lol*) Obiad o 13 30 a po obiedzie jazda na koniach (albo bardziej krecenie sie w kolko na koniach [ale i tak bylo fajnie :]] A na koniec bylo najlepsze- dyskoteka na poczatku nikomu sie nie chcialo tanczyc bo polowa dzieczyn beczala... Ale potem im przeszlo i mielismy do 2. (Najwieksza popularnoscia na tej cieszyly sie wolne *lol*) VIIth day: Rano sniadnanie potem pojechalismy (bylismy godz wczesniej i zdazylismy na wczesniejszy pociag) w ta strone bylo nudno. Jak wrocilismy to musialam z dadem czekac az wszyscy odbiora swe dzieci *lol* potem musielismy jeszcze dluzej czekac az ktos przyjdzie po Maki az w koncu poszlismy (razem z my sister Groszek) my dad zaplacil Groszkowi za taksowke a my przyszlismy i nikogo nie bylo i jedlismy hinszczyzne i wogole myslalam ze umre...